Oranżada ,,Salto” recenzja albumu

Zespół Oranżada jest mi bardzo dobrze znany. Mając okazję recenzować choćby album ,,Karma Tango” z przyjemnością sięgnąłem po nowe wydawnictwo grupy. Wręcz z pewną niecierpliwością czekałem na nowy krążek. I to jest poniekąd zgubne dla recenzenta, niestety… Dlatego, że sięgając po ,,Salto” miałem pewne wyobrażenia. Szybko się jednak ich pozbyłem. Ten album nie jest jak jego poprzednicy…

,,Początek wszystkiego” zaczynający się dość niepokojąco od razu przywodzi na myśl skojarzenie z dźwiękami za które niezmiernie cenię ten zespół. Słuchacz momentalnie przenosi się do psychodelicznych odcieni, które nie idą w stronę kiczu. Ta psychodela budująca napięcie oparta jest na klimacie… tutaj zabrakło mi określenia, bo chyba żadne nie oddaje tej wyjątkowej fascynacji muzyką tego zespołu. I pierwsze obcowanie z ,,Salto” wydało mi się trudne do jakiegokolwiek zdefiniowania. Jednak idźmy dalej. ,,Ostatnie poprawki galaktycznego krawca” sprawiły, że jeszcze bardziej wszedłem w klimat tej płyty. Niczym freudowskie skojarzenia na myśl przychodziło mi wszystko, zaczynając od amerykańskich filmów lat 70 i ścieżek dźwiękowych po swobodny jam session. Te dwa numery jakby przeniosły mnie do innej dekady, pełnej hipnotycznej przestrzeni. Jednak to ,,Narodziny planety” otworzyły moją świadomość na totalną freakową muzyczną podróż. Jakoś Oranżada wydała mi się całkowicie nieodkryta, wkraczająca w inne wymiary, bardzo kosmiczne. Poczułem się zdekoncentrowany, oszołomiony, zaskoczony. Zrozumiałem w pewnym momencie jaki potencjał nieodkryty jeszcz drzemie w tym zespole, którego zapamiętałem z poprzednich wydawnictw a które nie miały absolutnie nic wspólnego z tym czego aktualnie słuchałem. ,,Powolny rozwój ale nagły rozkwit” to już jazda bez jakiejkolwiek trzymanki gdzie miałem wrażenie że obcuję z totalną improwizacją, freestylem, jazzowo-syntetycznym odlotem. Zaniepokoiłem się trochę, bo pomyślałem, gdzie jeszcze zaprowadzą mnie numery z tego albumu, gdzie do tej pory poza masą dźwięków instrumentalnych, syntetycznych, wszelakich nie usłyszałem jeszcze wokalu. Czyżby miałaby być to płyta czysto instrumentalna? Pojawiło się jednak to na co trochę czekałem, jakoś tak zainspirowany wcześniejszymi dokonaniami zespołu. Wokalne uniesienie w klimacie lat siedemdziesiątych, gdzie dźwięki doorsów przenikają się z majestatycznymi pejzażami naszego rodzimego zespołu. To był numer ,,Idź do chmury” przypominający bardziej stylistykę wcześniejszych dokonań zespołu. Po złapaniu takiego lekkiego oddechu znów nastał utwór kosmiczny. Miałem wrażenie takiej tripowej podróży w najodleglejsze kosmiczne rejony, oddechu mistycznego uniesienia, jakim poczęstował mnie ,,Nie wszystko oczywiste”. To tytuł jak najbardziej adekwatny do zawartości. Jeżeli myślałem do tej pory, że miałem do czynienia z psychodelią na tej płycie to ten numer rozwiał

wszystkie wątpliwości. Jest wręcz genialny! Trochę tak jakby Ian Curtis z Joy Division przeniósł się z Jimi Hendrixem w odległą międzygalaktyczną przestrzeń w celu odbycia wspólnej wędrówki a na drogę zabrali zamiast cukierków torebkę z psychodelikami . Coś niesamowitego w tych dźwiękach było! Ostatni numer na płycie, którego tytuł jest tak długi, że nawet nie silę się, żeby napisać pozostawię do odkrycia słuchaczowi. Wszak podawanie wszystkiego na tacy trochę psuje niespodzianki. Jednak to z czym do tej pory miałem okazję obcować przywodzi na myśl totalnie obłędnie, wręcz szamańskie tańce przy dźwiękach kosmicznych, nieokreślonych, nieubranych w żadne definiowane gatunki.
Podsumowując powiem, że album ,,Salto” był dla mnie totalnym zaskoczeniem. Nie spodziewałem się takiej Oranżady. Czy jestem pod wrażeniem? Hm, szczerze mówiąc trudne pytanie. Nie jest to album podobny do swoich poprzedników, które tak cenię. Jednakże byłoby to bardzo mocne ograniczenie, gdyby zespół taki jak Oranżada poszedł jedynie w kierunku nagrywania albumów w podobnych klimatach. Mam wrażenie, że na tym albumie zespół pokazał jeszcze bardziej psychodeliczne oblicze, które lżej wyczuwalne na poprzednich płytach tutaj przybrało formę totalną. Jest to płyta doskonale przemyślana w formie konceptu, taka, która może zachwycić lub wzbudzić całkowite niezrozumienie. U mnie wzbudziła zaciekawienie i pokazała mi, że zespół Oranżada jest autentycznie nieprzewidywalny. W tych muzykach drzemie niezwykły potencjał, czego dowodem jest album ,,Salto”. Polecam.