Mr. Pollack płyta ,,Siedem źródeł” pokazuje czym jest rockowe granie.

Zanim rozpocząłem pisanie recenzji, zanim jeszcze w ogóle przesłuchałem ten album to poczytałem sobie o jego muzykach. Dokładnie o Jacku Polaku, który jest wybitnym kompozytorem, gitarzystą i wirtuozem tego instrumentu. Takie przynajmniej miałem odczucie po zetknięciu się z tym Panem z którym przyznam wcześniej nie miałem okazji się muzycznie poznać. Pisząc muzycznie mam na myśli samą kapelę Mr. Pollack, która jak się okazuje nie jest debiutanckim bandem, lecz składem z historią. Pan Jacek ma brata Grzegorza i to właśnie z nim w 1989 roku w Mielcu założyli Mr. Pollack. Sam album ,,Siedem źródeł” to pewien testament nieżyjącego już Pana Jacka, który opuścił nas w 2020 roku. Dodając do tego fakt, że zespół odniósł w przeszłości dość duży sukces koncertując w USA m.in. w słynnym CBGB’s Club na Manhattanie, Niemczech, Belgii i Zjednoczonych Emiratach Arabskich to ma historię. Hm, więc zabierając się do pisania o tej płycie czułem się onieśmielony, wręcz uprawiałem dostrzeganą w dzisiejszych czasach prokrastynację… Brałem tą płytę do ręki, odkładałem, słuchałem, odkładałem, przeciągałem w czasie moment napisania o niej. Fakt pisania o muzyce, która ma w sobie tyle historii wydawało mi się niezmiernie trudne. W końcu przyszedł ten moment…

Album ,,Siedem źródeł”. Przypomniał mi się serial z mojego dzieciństwa ,,Siedem życzeń” i słynny kot Rademenes. Bardzo lubiłem ten serial za jego bohatera i tego kota… Przesłuchałem wszystkich numerów, tak jak obejrzałem wszystkie odcinki serialu. Jest ich więcej niż siedem, bo dwanaście… Dwanaście świetnych numerów rockowych, które stanowią kwintesencję tego gatunku i stawiają kapelę Polaków na półce z takimi talentami jak kolesie z Scorpions czy Bon Jovi. Nie czynię tutaj absolutnie porównań, chcę oddać klimat dla tych, którzy nie słyszeli tego zespołu, choć chyba i tak będzie to jedynie taka sugestia, dla miłośników rockowych brzmień, aby sięgnąć o ten album. Świetne chwytliwe riffy, wirtuozerskie solówki, mocne numery oraz spokojniejsze nastrojowe klimaty. Jest tutaj wszystko, co prawdziwi rockmeni zawsze w swoim repertuarze mają i mieć powinni. Tak, zespół Mr. Pollack to taka kwintesencja rocka. Osobiście przypomniała mi godziny spędzone przy wieży stereo moich rodziców, gdzie jako dzieciak z podstawówki miałem okazję słuchając radia poznawać rockowe numery zagranicznych muzyków. Przypomnieli mi mój kasetowy magnetofon w stylu jamnika, gdzie z kasety kolegi na swoją przegrywałem ,,Wind Of Change” Scorpions. Tym albumem Mr. Pollack oddaje nie tylko hołd klasycznemu rockowemu graniu, lecz pokazuje również, że w świecie muzycznych eksperymentów, poszukiwań i mniej lub bardziej udanych prób tego wszystkiego znajduje się jeszcze miejsce na taką muzykę. Taką, która oddaje klimat najlepszych rockowych historii, pokazuje warsztat muzyków oraz daje słuchaczowi fantastyczne rockowe numery.

Kończąc powiem, że ta płyta była dla mnie wyzwaniem. Z wielką nieśmiałością i pokorą podszedłem do pisania o tym albumie. Być może dlatego, że pisanie o muzykach, którzy robią świadomie taki materiał, mając takie umiejętności to pewne wyróżnienie dla samego recenzenta. Cóż, mam również świadomość, że być może w nie do końca należyty sposób doceniłem ten album. Biję się w pierś. Niech za to zrobią to inni. Zwłaszcza Ci słuchacze, którzy w muzyce rockowej uwielbiają jej najczystszą formę, czyli gitarowe riffy, solówki, świetne bębny i dużo pozytywnej energii. Panu Jackowi oddaję za to ukłon, bo pozostawił z swoim bandem świetny rockowy album.

CATEGORIES
TAGS
Share This